Rozbite więzi: Kiedy siostra staje się obcą osobą pod moim dachem
– Otwórz, proszę… – głos Anki drżał, gdy stała na klatce schodowej, mokra od deszczu, z dwójką dzieci przy boku i walizką w ręku. Była dwudziesta druga, a ja już miałam na sobie piżamę. Mój mąż, Tomek, spojrzał na mnie pytająco zza drzwi sypialni.
– Co się stało? – zapytałam, otwierając drzwi szerzej. Anka weszła do środka, dzieci tuliły się do jej nóg. W ich oczach widziałam strach i zmęczenie.
– Nie mam gdzie iść – wyszeptała. – Adam… wyrzucił nas.
W tamtej chwili nie pytałam o szczegóły. Zrobiłam herbatę, położyłam dzieci spać w pokoju mojej córki, a Ankę zaprosiłam do kuchni. Siedziałyśmy naprzeciwko siebie, a ona patrzyła w blat stołu.
– Powiesz mi, co się stało? – spytałam cicho.
Anka milczała długo. W końcu wyznała: – Adam pił coraz więcej. Wczoraj… zrobił awanturę. Bałam się o dzieci. Musiałam odejść.
Zawsze byłam tą „rozsądną” siostrą. To ja kończyłam studia z wyróżnieniem, miałam stabilną pracę w urzędzie miasta, dom na kredyt i męża, który nigdy nie podniósł na mnie głosu. Anka była inna – spontaniczna, artystyczna dusza, zawsze trochę na bakier z życiem. Ale kochałam ją. Była moją młodszą siostrą.
Przez pierwsze dni starałam się być wsparciem. Dzieci Anki – siedmioletnia Zosia i czteroletni Michałek – były ciche, wycofane. Moja córka Ola próbowała się z nimi bawić, ale atmosfera była ciężka. Tomek coraz częściej patrzył na mnie z niepokojem.
– Jak długo to potrwa? – zapytał pewnego wieczoru, gdy sądziliśmy, że dzieci już śpią.
– Nie wiem – odpowiedziałam szczerze. – Musimy jej pomóc.
– Ale my też mamy swoje życie. Ola jest rozbita, ja nie mogę się skupić na pracy zdalnej…
Wiedziałam, że ma rację. Dom stawał się coraz bardziej napięty. Anka nie szukała pracy, całymi dniami siedziała przed telewizorem albo spała. Dzieci były zaniedbane – nie miały czystych ubrań, nie odrabiały lekcji. Gdy próbowałam z nią rozmawiać, zamykała się w sobie.
Pewnego popołudnia znalazłam Zosię płaczącą w łazience.
– Co się stało? – zapytałam delikatnie.
– Mama krzyczy na Michałka… a potem płacze… Chcę do domu…
Serce mi pękało. Czułam się rozdarta między lojalnością wobec siostry a troską o dzieci i własną rodzinę.
Tego wieczoru postanowiłam porozmawiać z Anką poważnie.
– Musisz coś zmienić – powiedziałam stanowczo. – Dzieci cierpią. My też jesteśmy zmęczeni. Pomogę ci znaleźć pracę, mieszkanie socjalne…
Anka wybuchła płaczem.
– Myślisz, że nie próbuję? Wszystko mi się wali! Ty zawsze miałaś łatwiej!
– To nieprawda! – podniosłam głos pierwszy raz od lat. – Zawsze ci pomagałam! Ale teraz musisz wziąć odpowiedzialność!
Wybiegła z kuchni trzaskając drzwiami. Następnego dnia nie odezwała się do mnie ani słowem.
Tomek coraz częściej sugerował, że powinniśmy postawić granice.
– To nasz dom – mówił cicho wieczorami. – Ola jest zestresowana. Ja też.
W końcu podjęłam decyzję: daję Ance miesiąc na znalezienie pracy i mieszkania. Jeśli nie podejmie żadnych kroków, będę musiała poprosić ją o wyprowadzkę.
Kiedy jej to powiedziałam, spojrzała na mnie z nienawiścią.
– Wyrzucasz mnie jak śmiecia! Jesteś taka sama jak wszyscy!
Nie spałam tej nocy. Słyszałam przez ścianę jej cichy płacz i szloch dzieci.
Mijały tygodnie. Anka nie zrobiła nic. Unikała mnie, dzieci były coraz bardziej zamknięte w sobie. Ola zaczęła mieć koszmary i bać się zasypiać sama.
W końcu przyszedł dzień decyzji.
– Przepraszam, Anka… Musisz odejść – powiedziałam drżącym głosem.
Spakowała rzeczy w milczeniu. Dzieci tuliły się do niej, patrząc na mnie z wyrzutem. Zorganizowałam im miejsce w ośrodku dla samotnych matek.
Gdy zamknęły się za nimi drzwi, poczułam ulgę… i ogromną pustkę.
Minęły miesiące. Anka nie odezwała się do mnie ani razu. Czasem widuję Zosię i Michałka na placu zabaw z opiekunką z ośrodka. Ola pyta: „Mamo, czy ciocia jeszcze nas kocha?”
Nie wiem, co odpowiedzieć.
Czy można być dobrą siostrą i jednocześnie chronić własną rodzinę? Czy istnieje granica lojalności wobec bliskich? Może to ja zawiodłam… Może każdy z nas nosi w sobie winę.