Moja córka wychodzi za mężczyznę w naszym wieku. Czy mogę ją powstrzymać przed błędem?

– Mamo, to nie jest twoje życie! – krzyknęła Julia, trzaskając drzwiami swojego pokoju. Stałam na korytarzu, ściskając w dłoni kubek z zimną już herbatą, i czułam, jak moje serce rozpada się na kawałki. W głowie wciąż brzmiały jej słowa: „Kocham go. I nic ci do tego.”

Od tygodnia nie śpię po nocach. Julia, moja jedyna córka, moja duma i radość, przyszła do nas z wiadomością, która wywróciła nasze życie do góry nogami. – Mamo, tato… chcę wam kogoś przedstawić. To Andrzej. – Uśmiechała się wtedy szeroko, a ja poczułam ukłucie niepokoju. Andrzej miał 41 lat. Dwa lata młodszy ode mnie, rok starszy od mojego męża, Pawła.

Pamiętam, jak patrzyłam na niego podczas pierwszego spotkania. Elegancki, pewny siebie, z tym spojrzeniem człowieka, który już wszystko widział i nic go nie zaskoczy. Julia patrzyła na niego jak na bohatera z filmu. Paweł milczał przez całą kolację, a ja próbowałam być uprzejma, choć w środku gotowałam się ze złości i strachu.

– Julia, on mógłby być twoim ojcem – powiedziałam jej tego wieczoru, kiedy Andrzej wyszedł. – Mamo, przestań! On mnie rozumie jak nikt inny! – krzyczała przez łzy. – Ty nigdy nie byłaś szczęśliwa z tatą, a ja chcę być szczęśliwa!

Te słowa bolały najbardziej. Czy naprawdę byłam tak złą matką? Czy moje małżeństwo było aż taką porażką w oczach własnego dziecka?

Przez kolejne dni atmosfera w domu była napięta jak struna. Paweł zamknął się w sobie. Widziałam, jak wieczorami siedzi w garażu i dłubie przy starym rowerze, byle tylko nie rozmawiać o Julii i Andrzeju. Ja próbowałam rozmawiać z córką, ale każda próba kończyła się awanturą.

W pracy nie mogłam się skupić. Koleżanki pytały, czy wszystko w porządku. – Moja córka zakochała się w facecie w naszym wieku – powiedziałam w końcu Magdzie podczas przerwy na kawę. – O matko… I co zamierzasz zrobić? – zapytała cicho. – Nie wiem… Boję się o nią. Boję się, że zmarnuje sobie życie.

Wieczorem usiadłam z Pawłem przy kuchennym stole. – Musimy coś zrobić – powiedziałam cicho. – A co chcesz zrobić? Związać ją do kaloryfera? – odpowiedział gorzko. – Jest dorosła…

Ale czy naprawdę jest dorosła? Ma 22 lata! Dopiero co skończyła studia, jeszcze nie wie, czego chce od życia. Andrzej już wszystko przeżył: rozwód, firmę, która raz upadała, raz się podnosiła…

Kilka dni później Julia oznajmiła nam oficjalnie: – Bierzemy ślub za dwa miesiące.

Wybuchłam płaczem. – Dlaczego tak szybko? Dlaczego nie możesz poczekać?

– Bo chcemy być razem! – odpowiedziała stanowczo.

Paweł wyszedł wtedy z domu bez słowa. Ja zostałam sama z Julią i moimi łzami.

Próbowałam rozmawiać z Andrzejem. Zaprosiłam go na kawę do naszej kuchni.

– Andrzeju… czy ty naprawdę myślisz, że możesz dać Julii to, czego potrzebuje? Przecież ona jest taka młoda…

Spojrzał mi prosto w oczy. – Pani Anno, wiem, że to trudne do zaakceptowania. Ale ja kocham Julię i zrobię wszystko, żeby była szczęśliwa.

– A jeśli za pięć lat ona będzie chciała czegoś innego? Jeśli zapragnie dzieci? Ty już masz dorosłego syna…

Westchnął ciężko. – Rozmawialiśmy o tym. Julia wie, że mogę mieć jeszcze jedno dziecko…

Nie przekonał mnie. Widziałam w jego oczach cień zmęczenia życiem, którego Julia jeszcze nie znała.

Przyszły przygotowania do ślubu. Julia była szczęśliwa jak nigdy dotąd. Przymierzałyśmy suknię ślubną, wybierałyśmy kwiaty… Ale między nami wisiała niewidzialna ściana.

– Mamo… dlaczego nie możesz po prostu być szczęśliwa dla mnie? – zapytała pewnego wieczoru.

– Bo się boję… Bo wiem, jak to jest budzić się obok kogoś obcego po latach…

– Ale ja nie jestem tobą! – odpowiedziała ze złością.

Ślub odbył się w małym kościele na obrzeżach miasta. Patrzyłam na Julię w białej sukni i czułam dumę pomieszaną z rozpaczą. Paweł płakał cicho w ławce obok mnie.

Po weselu wróciliśmy do pustego domu. Cisza była ogłuszająca.

Minął rok. Julia rzadko nas odwiedzała. Czasem dzwoniła, opowiadała o podróżach z Andrzejem, o nowych znajomych… Ale słyszałam w jej głosie nutę zmęczenia.

Pewnego dnia przyszła sama. Usiadłyśmy przy stole.

– Mamo… chyba popełniłam błąd…

Objęłam ją mocno i płakałyśmy razem długo.

Czy mogłam ją powstrzymać? Czy powinnam była pozwolić jej popełnić własne błędy? Czy rodzic może ochronić dziecko przed cierpieniem? A może czasem trzeba pozwolić mu upaść?