Gdy przyszło do płacenia za wesele, teściowie pokazali puste kieszenie – historia, która zmieniła moje życie

– To chyba jakiś żart, prawda? – zapytałem, patrząc na mamę Oli z niedowierzaniem. Siedzieliśmy przy kuchennym stole, a przed nami leżał rachunek z sali weselnej. 42 tysiące złotych. Tyle miało kosztować nasze wymarzone wesele w podwarszawskiej willi. Tyle, ile obie rodziny miały podzielić na pół. Tak przynajmniej było w planach.

Ola ścisnęła moją dłoń pod stołem. Widziałem, jak jej oczy szklą się łzami. Jej ojciec, pan Marek, unikał mojego wzroku, bawiąc się pustą filiżanką po kawie. Pani Ewa westchnęła ciężko i zaczęła mówić cicho, jakby bała się, że ktoś ją podsłucha:

– Michał… My… My nie damy rady. Nie mamy tych pieniędzy. Wiesz, jak jest…

Zamarłem. Przecież to oni zaprosili połowę gości! To oni nalegali na orkiestrę, na suto zastawione stoły, na poprawiny! Przez ostatnie miesiące słyszałem tylko: „Nie martwcie się, dzieci, wszystko będzie pięknie”.

– Ale przecież… – zacząłem, ale Ola ścisnęła moją dłoń mocniej.

– Mamo, tato… – jej głos drżał – przecież obiecywaliście…

Pan Marek w końcu spojrzał mi w oczy. Był w nich wstyd i coś jeszcze – może żal do samego siebie?

– Michał, przepraszam cię. Myśleliśmy, że uda się sprzedać działkę po babci. Ale nikt nie chce kupić. A kredyt… już mamy jeden na mieszkanie Oli…

Poczułem, jakby ktoś wylał mi na głowę kubeł zimnej wody. Przez chwilę nie mogłem wydobyć z siebie głosu. W głowie miałem tylko jedno: co teraz? Moja mama i tata już przelali swoją część zaliczki. Zresztą – ledwo ich było stać na to wesele, ale nie chcieli mi odmówić.

Wyszedłem na balkon. Potrzebowałem powietrza. Z dołu dochodziły odgłosy miasta – klaksony, szczekanie psa sąsiadów, śmiech dzieci na placu zabaw. Wszystko wydawało się takie normalne… a mój świat właśnie się walił.

Ola wyszła za mną.

– Michał…

Odwróciłem się do niej. W jej oczach widziałem strach i poczucie winy.

– Przepraszam cię – wyszeptała. – Nie wiedziałam… Myślałam, że rodzice mają wszystko pod kontrolą.

Objąłem ją mocno.

– To nie twoja wina – powiedziałem cicho. – Ale co teraz zrobimy?

Wróciliśmy do kuchni. Moja mama próbowała rozładować atmosferę żartem:

– No to może zrobimy grilla na działce zamiast wesela? – zaśmiała się nerwowo.

Nikt się nie uśmiechnął.

Przez kolejne dni atmosfera była gęsta jak śmietana w lodówce przed świętami. Ola zamknęła się w sobie. Jej rodzice przestali odbierać telefony od moich rodziców. Moja babcia zaczęła rozpowiadać po rodzinie, że „teściowie to chytre szuje”, a mój ojciec rzucał kąśliwe uwagi przy każdym obiedzie: „No, ciekawe kto zapłaci za ten tort weselny”.

W pracy nie mogłem się skupić. Szefowa zapytała mnie raz:

– Michał, wszystko w porządku? Wyglądasz jakbyś miał zaraz eksplodować.

Chciałem jej powiedzieć: „Nie wiem, czy będę miał wesele, bo rodzina mojej narzeczonej właśnie wystawiła nas do wiatru”. Ale tylko pokiwałem głową.

Wieczorami kłóciliśmy się z Olą o wszystko: o liczbę gości, o menu, o to czy powinniśmy odwołać poprawiny.

– Może po prostu odwołajmy wszystko – powiedziała pewnego wieczoru przez łzy. – Nie chcę takiego wesela. Nie chcę patrzeć na naszych rodziców przy jednym stole.

Patrzyłem na nią i czułem bezsilność. Przecież to miało być nasze święto! Nasz dzień! A teraz był tylko powodem do wstydu i kłótni.

Któregoś dnia zadzwoniła do mnie ciotka Basia.

– Michałku, słyszałam co się stało… Słuchaj, ja mogę pożyczyć wam trochę pieniędzy. Nie dużo, ale zawsze coś.

Podziękowałem jej, ale wiedziałem, że nie chcę zaczynać małżeństwa od długów wobec rodziny.

W końcu usiedliśmy z Olą i spisaliśmy wszystkie wydatki jeszcze raz. Zrezygnowaliśmy z poprawin, z orkiestry została tylko DJ-ka, lista gości skurczyła się o połowę – głównie o znajomych jej rodziców.

Wysłałem SMS-a do pana Marka: „Proszę przekazać swoim znajomym, że niestety nie możemy ich zaprosić na wesele”. Odpisał tylko: „Rozumiem”.

Wesele odbyło się w końcu w skromnej sali w remizie strażackiej pod Piasecznem. Było ciasno i głośno, ale nasi najbliżsi byli z nami. Tylko atmosfera była inna – jakby wszyscy bali się powiedzieć coś nie tak.

Po weselu długo nie rozmawiałem z teściami. Ola próbowała łagodzić sytuację:

– Oni naprawdę chcieli dobrze…

Ale ja czułem żal. I chyba długo jeszcze będę go czuł.

Czasem myślę: czy gdyby nie pieniądze i te wszystkie rodzinne ambicje, nasze wesele byłoby szczęśliwsze? Czy naprawdę warto było aż tak się spinać dla jednego dnia?

A wy? Co byście zrobili na moim miejscu? Czy można wybaczyć takie rozczarowanie rodzinie?