Już nigdy nie kupię prezentu dla synowej! Moja droga od łez do zrozumienia
— Znowu? — usłyszałam cichy, ale wyraźnie zirytowany głos Magdy, kiedy rozpakowywała prezent na swoje urodziny. Stałam w kuchni, udając, że mieszam zupę, ale tak naprawdę nasłuchiwałam każdego jej słowa. — Mama chyba nie wie, że nie noszę już takich apaszek…
Zacisnęłam dłonie na uchwycie garnka. To już trzeci raz w tym roku, kiedy Magda dawała mi do zrozumienia, że moje prezenty są nietrafione. Rok temu były to perfumy – „za ciężkie”. Na Boże Narodzenie – sweter „nie w jej stylu”. Teraz apaszka. Zawsze starałam się wybierać coś eleganckiego, coś, co sama chciałabym dostać. Ale dla niej to nigdy nie było wystarczająco dobre.
— Może powinnaś jej po prostu zapytać, co by chciała? — podsunął mi mąż, Andrzej, kiedy wieczorem siedzieliśmy w salonie. — Albo daj jej kartę podarunkową, jak teraz młodzi robią.
Poczułam ukłucie żalu. Przecież to nie o prezent chodziło. Chciałam pokazać Magdzie, że ją akceptuję, że jest częścią naszej rodziny. Ale ona zawsze patrzyła na mnie z dystansem, jakbym była intruzem w jej życiu i życiu mojego syna.
Następnego dnia zadzwoniła do mnie córka, Kasia.
— Mamo, nie przejmuj się Magdą. Ona taka już jest. Wszystko musi być po jej myśli.
Ale ja się przejmowałam. Bo przecież to ja byłam teściową – tą złą, tą wymagającą, tą, która nigdy nie potrafi się dogadać z synową. Przynajmniej tak czułam się w oczach Magdy.
Wszystko zaczęło się kilka lat temu, kiedy mój syn Michał przyprowadził Magdę na rodzinny obiad. Była cicha, uprzejma, ale wyczuwałam w niej rezerwę. Z czasem ta rezerwa zamieniła się w chłód. Każda moja próba zbliżenia kończyła się fiaskiem. Nawet kiedy urodziła się ich córeczka Zosia, nie potrafiłyśmy znaleźć wspólnego języka.
Pamiętam Wigilię dwa lata temu. Przygotowałam dla Magdy piękny szal z kaszmiru. Kiedy go rozpakowała, uśmiechnęła się blado i powiedziała: — Dziękuję, ale chyba oddam go mamie. Ona lubi takie rzeczy.
Wtedy po raz pierwszy poczułam się naprawdę odrzucona.
Przez kolejne miesiące próbowałam różnych sposobów: zapraszałam ich na obiady, proponowałam wspólne wyjścia z Zosią do teatru lalek, nawet zapisałam się na kurs gotowania wegańskiego, bo Magda przeszła na dietę roślinną. Ale zawsze coś było nie tak.
Aż do tamtego dnia, kiedy po urodzinach Magdy usłyszałam przez przypadek jej rozmowę z Michałem:
— Twoja mama znowu kupiła mi coś zupełnie nie w moim stylu. Nie wiem już, jak jej powiedzieć, żeby przestała…
Serce mi pękło. Przez całą noc przewracałam się z boku na bok. Rano podjęłam decyzję: koniec z prezentami dla Magdy.
Kiedy zadzwoniła do mnie kilka dni później z pytaniem o święta wielkanocne, powiedziałam spokojnie:
— Magdo, w tym roku nie będzie ode mnie prezentu. Nie chcę ci sprawiać przykrości.
Zapadła cisza.
— Mamo… — zaczęła niepewnie — czy coś się stało?
— Po prostu nie chcę już robić niczego na siłę — odpowiedziałam drżącym głosem.
Po tej rozmowie przez kilka tygodni panowała między nami niezręczna cisza. Michał dzwonił rzadziej. Zosia przestała przychodzić na weekendy.
W końcu Kasia nie wytrzymała:
— Mamo, musisz z nią porozmawiać szczerze. Tak dalej być nie może.
Zebrałam się na odwagę i zaprosiłam Magdę na kawę do mojej kuchni. Siedziałyśmy naprzeciwko siebie przy stole, każda zamknięta w swoim świecie.
— Magdo — zaczęłam — wiem, że moje prezenty cię drażniły. Ale chciałam dobrze…
Magda spuściła wzrok.
— Wiem… Przepraszam, jeśli byłam niemiła. Po prostu… zawsze miałam wrażenie, że próbujesz mnie zmienić. Że chcesz żebym była taka jak ty albo jak Kasia…
Zaskoczyły mnie jej słowa. Nigdy o tym nie myślałam w ten sposób.
— Chciałam ci tylko pokazać, że jesteś dla mnie ważna — powiedziałam cicho.
Magda uśmiechnęła się smutno.
— Może powinnam była ci to wcześniej powiedzieć… Ale ja naprawdę czuję się czasem obco w waszej rodzinie.
Siedziałyśmy długo w ciszy. W końcu zaproponowałam:
— Może spróbujemy od nowa? Bez prezentów. Po prostu… spotykajmy się i rozmawiajmy.
Magda skinęła głową i pierwszy raz od lat poczułam ulgę.
Od tamtej pory nasze relacje powoli zaczęły się zmieniać. Zamiast prezentów – rozmowy przy kawie, wspólne spacery z Zosią po parku, czasem nawet wspólne gotowanie (choć wegańskie potrawy nadal są dla mnie wyzwaniem!).
Dziś wiem jedno: czasem trzeba przestać dawać rzeczy, by zacząć dawać siebie.
Czy naprawdę tak trudno jest mówić o swoich uczuciach? Ile rodzinnych konfliktów można by uniknąć, gdybyśmy potrafili rozmawiać szczerze? Co wy o tym myślicie?