Jak próbowałam nauczyć męża odpowiedzialności za dom – i co z tego wynikło…
— Znowu nie wyniosłeś śmieci, Michał! — krzyknęłam z kuchni, czując, jak wzbiera we mnie frustracja. Staliśmy naprzeciwko siebie w nowym mieszkaniu na warszawskim Ursynowie, które miało być naszym świeżym początkiem. Zamiast tego, czułam się jak w pułapce powtarzających się obowiązków i niedopowiedzeń.
Michał spojrzał na mnie znad laptopa, jakby nie rozumiał, o co mi chodzi. — Przecież miałem ważny call w pracy. Zrobię to później — rzucił obojętnie.
Później. To słowo było jak wyrok. Pięć lat małżeństwa, a ja nadal byłam tą, która pamiętała o wszystkim: rachunkach, zakupach, praniu, nawet o tym, żeby zamówić filtry do ekspresu. Michał? On po prostu „nie zauważał” brudnych naczyń czy pustej lodówki. Przeprowadzka miała być nowym rozdziałem, ale okazała się tylko zmianą scenerii dla tych samych problemów.
Wieczorem siedziałam na kanapie z kubkiem zimnej herbaty i czułam się niewidzialna. W głowie kłębiły mi się myśli: „Czy tak ma wyglądać moje życie? Czy naprawdę muszę być matką własnemu mężowi?”
Postanowiłam działać. Przez tydzień nie robiłam nic poza własnymi rzeczami. Nie prałam Michała ubrań, nie gotowałam dla niego obiadu, nie sprzątałam jego talerzy. Chciałam, żeby zobaczył, jak wygląda dom bez mojej cichej pracy.
Już drugiego dnia Michał zaczął się niecierpliwić:
— Gdzie są moje koszule?
— W koszu na pranie — odpowiedziałam spokojnie.
— Ale przecież zawsze je pierzesz…
— Od teraz każdy dba o swoje rzeczy — ucięłam.
Widziałam w jego oczach zdziwienie i lekką panikę. Przez chwilę miałam satysfakcję. Ale potem zaczęło się robić dziwnie. Michał zamknął się w sobie. Przestał ze mną rozmawiać, coraz częściej wychodził z domu pod pretekstem spotkań z kolegami. Wieczorami siedzieliśmy w ciszy, każde z nas po swojej stronie kanapy.
Piątego dnia wrócił późno i rzucił torbę na podłogę:
— To jakiś żart? Chcesz mnie ukarać?
— Nie chcę cię karać — odpowiedziałam drżącym głosem. — Chcę tylko, żebyś zobaczył, ile robię każdego dnia.
— Myślisz, że ja nic nie robię? Pracuję po dziesięć godzin dziennie! — wybuchł.
— A ja pracuję cały czas! Tylko nikt tego nie widzi!
Wybuchliśmy oboje. Krzyki odbijały się echem od ścian pustego jeszcze mieszkania. Michał wyszedł trzaskając drzwiami. Siedziałam na podłodze i płakałam. Nie tak miało być.
Następnego dnia zadzwoniła moja mama:
— Coś się stało? Słyszę cię przez telefon jakbyś była na granicy płaczu.
Opowiedziałam jej wszystko. Westchnęła ciężko:
— Dziecko, ja przez 30 lat robiłam wszystko sama i żałuję. Ale faceci nie zmieniają się od gadania czy obrażania się. Trzeba rozmawiać…
Zadzwoniła też teściowa:
— Może przesadzasz? Michał zawsze był trochę roztargniony…
Poczułam wściekłość. Czy naprawdę wszyscy oczekują ode mnie poświęcenia?
Wieczorem Michał wrócił wcześniej niż zwykle. Usiadł naprzeciwko mnie i długo milczał.
— Nie wiem, jak to naprawić — powiedział cicho.
— Ja też nie wiem — odpowiedziałam szczerze.
Zaczęliśmy rozmawiać. O tym, że czuję się zmęczona i niedoceniana. O tym, że on czuje presję w pracy i nie umie się odnaleźć w nowej rzeczywistości po przeprowadzce. O tym, że oboje jesteśmy zagubieni.
Ustaliliśmy podział obowiązków: Michał miał gotować dwa razy w tygodniu i sprzątać łazienkę, ja zajmować się praniem i zakupami. Resztę robiliśmy razem w weekendy.
Przez chwilę było lepiej. Ale po miesiącu wszystko wróciło do starego schematu. Michał zapominał o swoich zadaniach, a ja znów zaczynałam robić wszystko sama „bo szybciej”, „bo lepiej”.
Pewnego dnia wróciłam z pracy i zobaczyłam Michała siedzącego przy stole z głową w dłoniach.
— Przepraszam — powiedział nagle. — Wiem, że cię zawiodłem.
Usiadłam obok niego i rozpłakałam się.
— Ja też przepraszam. Może za bardzo chciałam ci coś udowodnić zamiast po prostu być razem…
Nie wiem, czy kiedykolwiek uda nam się znaleźć równowagę. Ale wiem jedno: nie chcę już dźwigać wszystkiego sama i nie chcę być tylko „żoną od obowiązków”.
Czasem zastanawiam się: ile jeszcze kobiet żyje w takim układzie? Czy naprawdę musimy wybierać między miłością a własnym szczęściem? Co wy byście zrobili na moim miejscu?