Myślałam, że znalazłam szczęście z Pawłem, ale prawdziwa radość czekała gdzie indziej – historia o rodzinnych ranach i sile przebaczenia

– Znowu nie odbiera – szepnęłam, patrząc na migający ekran telefonu. Siedziałam na zimnych kafelkach w kuchni babci, ściskając w dłoni kubek z herbatą. Był listopad, a przez nieszczelne okno wciskał się lodowaty wiatr. Babcia krzątała się przy kuchence, udając, że nie słyszy moich westchnień. Ale widziałam, jak co chwilę zerka na mnie spod oka.

– Może zajęty jest – rzuciła w końcu, mieszając zupę. – Wiesz, jak to u nich na wsi. Zawsze coś do roboty.

Nie odpowiedziałam. Wiedziałam, że tata nie jest zajęty. Po prostu nie chciał rozmawiać. Odkąd ożenił się z Jolą i przeprowadził do niej pod Radom, widywałyśmy się coraz rzadziej. Ja i babcia zostałyśmy w naszym dwupokojowym mieszkaniu na Pradze. Tata przyjeżdżał czasem w święta, czasem na moje urodziny. Ale od kiedy pojawiły się dzieci Joli – Bartek i Zuzia – miał coraz mniej czasu.

Pamiętam pierwszy raz, kiedy pojechałam do nich na wieś. Jola była miła, uśmiechnięta, zapraszała mnie do kuchni, częstowała domowym ciastem. Bartek od razu chciał mi pokazać swoje klocki lego, a Zuzia przyniosła mi rysunek. Czułam się jak gość w czyimś domu. Tata był inny – bardziej zmęczony, jakby ciągle gdzieś się spieszył.

– Cześć, Martyna! – krzyknął Bartek, gdy tylko przekroczyłam próg.

– To jest twoja nowa siostra – poprawiła go Jola z uśmiechem.

Siostra? Ja? Przecież ja już miałam rodzinę. Miałam mamę…

Ale mama odeszła, kiedy miałam siedem lat. Rak zabrał ją w ciągu kilku miesięcy. Potem zostałyśmy z babcią same. Tata długo nie mógł się pozbierać. Aż poznał Jolę i wszystko się zmieniło.

Przez lata próbowałam znaleźć swoje miejsce. W szkole byłam tą cichą dziewczyną z rozbitej rodziny. Wszyscy mieli mamy i taty na wywiadówkach – ja miałam babcię. Zazdrościłam koleżankom normalności.

Kiedy poznałam Pawła na studiach, wydawało mi się, że los wreszcie się do mnie uśmiechnął. Był czuły, opiekuńczy, zawsze wiedział, jak poprawić mi humor.

– Martyna, jesteś dla mnie najważniejsza – mówił, patrząc mi prosto w oczy.

Wierzyłam mu. Chciałam wierzyć. Przedstawiłam go babci – była zachwycona.

– Wreszcie ktoś cię docenił – powiedziała pewnego wieczoru.

Ale kiedy po raz pierwszy zabrałam Pawła do taty na wieś, wszystko zaczęło się psuć.

– A czym ty się właściwie zajmujesz? – zapytał tata Pawła przy stole.

Paweł zmieszał się.

– Studiuję informatykę…

– Informatyk? To chyba dobrze płatne…

Jola próbowała ratować sytuację żartami, ale atmosfera była napięta. Bartek i Zuzia patrzyli na nas z ciekawością.

Po powrocie do Warszawy Paweł był milczący.

– Twój ojciec mnie nie lubi – powiedział w końcu.

– Przesadzasz… On po prostu taki jest…

Ale Paweł zamknął się w sobie. Coraz częściej wychodził ze znajomymi bez słowa. Zaczęły się kłótnie o drobiazgi.

– Ty zawsze musisz wszystko analizować! – krzyczał pewnego wieczoru.

– Boję się, że mnie zostawisz… – wyszeptałam.

– Może powinnaś wreszcie dorosnąć i przestać obwiniać wszystkich za swoje życie!

Te słowa bolały bardziej niż cokolwiek wcześniej. Przez kilka dni nie wychodziłam z pokoju. Babcia próbowała mnie pocieszać, ale czułam się kompletnie sama.

W końcu Paweł przestał dzwonić. Dowiedziałam się od wspólnej koleżanki, że spotyka się z kimś innym.

Zostałam sama ze swoim żalem i poczuciem odrzucenia. Przez kilka tygodni żyłam jak automat: praca, dom, spanie. Babcia martwiła się o mnie coraz bardziej.

Pewnego dnia wróciłam do domu i zobaczyłam ją siedzącą przy stole z listem w ręku.

– To od twojego taty – powiedziała cicho.

Drżącymi rękami otworzyłam kopertę:

„Martynko,
Wiem, że ostatnio nie byłem najlepszym ojcem. Chciałem ci tylko powiedzieć, że bardzo cię kocham i tęsknię za tobą. Może znajdziesz czas, żeby przyjechać do nas na weekend? Bartek i Zuzia często o tobie pytają.
Tata”

Poczułam łzy napływające do oczu. Przez lata obwiniałam tatę za wszystko: za śmierć mamy, za Jolę, za nowe rodzeństwo… Ale czy on naprawdę był winny? Czy nie próbował po prostu ułożyć sobie życia na nowo?

Pojechałam do nich w następny weekend. Jola przywitała mnie serdecznie jak zawsze. Bartek i Zuzia rzucili mi się na szyję.

Tata długo milczał podczas obiadu. W końcu spojrzał na mnie i powiedział:

– Przepraszam cię za wszystko. Wiem, że cię zawiodłem…

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Po raz pierwszy zobaczyłam łzy w jego oczach.

Wieczorem siedzieliśmy razem na ganku i patrzyliśmy na zachód słońca nad polami.

– Martyna… Chciałem dobrze. Chciałem ci dać normalną rodzinę…

Objęłam go bez słowa. Poczułam ulgę pierwszy raz od lat.

Dziś wiem, że szczęście nie zależy od tego, czy ktoś nas kocha bezwarunkowo albo czy mamy pełną rodzinę jak z reklamy margaryny. Czasem trzeba przebaczyć sobie i innym, żeby ruszyć dalej.

Czy wy też czasem czujecie się jak goście we własnym życiu? Czy potraficie przebaczyć tym, którzy was zawiedli?