Złudzenia matki: Jak naprawdę wyglądało małżeństwo mojego syna

– Mamo, poznaj Kasię – powiedział Michał, wprowadzając ją do naszego mieszkania w bloku na warszawskim Ursynowie. Stałam wtedy przy kuchennym blacie, krojąc ogórki do sałatki na niedzielny obiad. Zamarłam, bo w jego głosie wyczułam napięcie, jakby już wiedział, że nie będzie łatwo.

Kasia była śliczna, zgrabna, miała długie ciemne włosy i spojrzenie, które trudno było rozszyfrować. Uśmiechnęła się do mnie uprzejmie, ale w jej oczach zobaczyłam cień – może niechęci, może niepewności. Michał miał wtedy trzydzieści dwa lata i od dawna czekałam, aż przyprowadzi do domu tę jedyną. W głębi duszy już planowałam ich wesele, wnuki, wspólne święta. Chciałam być dla niej drugą mamą.

– Dzień dobry pani – powiedziała cicho.
– Mów mi Ania – odpowiedziałam z przesadnym entuzjazmem.

Przez cały obiad próbowałam ją zagadywać: o pracę, rodzinę, plany na przyszłość. Odpowiadała krótko, jakby każde pytanie było przesłuchaniem. Michał patrzył na nią z czułością, a ja poczułam ukłucie zazdrości. Czyżby już teraz była dla niego ważniejsza ode mnie?

Z czasem ich związek nabierał tempa. Michał coraz częściej nocował u Kasi, rzadziej dzwonił do mnie. Gdy po pół roku oznajmili, że się zaręczyli, poczułam dumę i strach jednocześnie. Bałam się, że stracę syna na zawsze.

Przygotowania do ślubu były polem minowym. Kasia chciała wszystko po swojemu: skromnie, bez tradycyjnych oczepin i bez zapraszania dalszej rodziny. Michał milczał, a ja czułam się odsunięta na boczny tor.

– Michałku, może jednak zaprosimy ciocię Basię? – próbowałam negocjować.
– Mamo, to nasz dzień – odpowiadał stanowczo.

W dniu ślubu patrzyłam na nich pod ołtarzem i łzy same płynęły mi po policzkach. Nie wiedziałam już, czy ze szczęścia, czy z żalu. Po weselu wróciłam do pustego mieszkania i długo nie mogłam zasnąć.

Ich małżeństwo od początku nie wyglądało tak, jak sobie wyobrażałam. Kasia rzadko dzwoniła, nie zapraszała mnie na kawę. Michał był coraz bardziej zamknięty w sobie. Kiedy pytałam go o coś więcej, zbywał mnie krótkimi odpowiedziami.

Pewnego dnia zadzwonił do mnie późnym wieczorem.
– Mamo… muszę z tobą porozmawiać – jego głos był drżący.
– Co się stało?
– Kasia… ona… chyba mnie zdradza.

Serce mi zamarło. Przez chwilę nie mogłam wydusić słowa.
– Skąd ten pomysł?
– Znalazłem wiadomości na jej telefonie…

Nie spałam tej nocy. Rano pojechałam do nich bez zapowiedzi. Kasia otworzyła drzwi w szlafroku i spojrzała na mnie z irytacją.
– Michała nie ma – rzuciła chłodno.
– Wiem. Przyszłam porozmawiać z tobą.

Usiadłyśmy w kuchni. Przez chwilę milczałyśmy.
– Kochasz go? – zapytałam wprost.
Spojrzała na mnie wyzywająco.
– A pani kocha swojego męża?
Zatkało mnie. Nie spodziewałam się takiej odpowiedzi.
– To nie jest to samo…
– Właśnie że jest – przerwała mi ostro. – Michał jest dorosły. To jego życie.

Wyszłam stamtąd z poczuciem klęski. Przez kolejne tygodnie Michał coraz bardziej się oddalał. Kasia wyprowadziła się na kilka tygodni do swojej matki. Syn przestał odbierać telefony.

Pewnego dnia spotkałam go przypadkiem w sklepie spożywczym. Był blady i przygarbiony.
– Michałku…
– Mamo, proszę cię… nie mieszaj się już – powiedział cicho i uciekł między regały.

Czułam się winna wszystkiemu: może za bardzo ingerowałam? Może powinnam była odpuścić? Ale czy matka może patrzeć obojętnie na cierpienie własnego dziecka?

Po kilku miesiącach Michał wrócił do domu rodzinnego. Był cieniem samego siebie. Kasia zażądała rozwodu.

Siedzieliśmy razem przy kuchennym stole, jak dawniej.
– Przepraszam cię, mamo…
– Za co?
– Że cię odtrąciłem…
Objęłam go mocno i płakaliśmy razem długo w ciszy.

Dziś wiem jedno: nie da się ochronić dziecka przed własnymi błędami. Ale czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy powinnam była zaufać jego wyborom bez względu na wszystko?

Czasem patrzę na zdjęcia ze ślubu i pytam siebie: czy matczyna miłość to zawsze miłość bezwarunkowa? A może czasem trzeba pozwolić odejść i pozwolić upaść? Co wy byście zrobili na moim miejscu?